Hubert Horbowski 12.03.2018

Bronisław Wypych

Wiosenna ars limeryka z Hubertem Horbowskim

Hubert Horbowski otworzył 12 marca b.r wiosenną ars poetica w Osiedlowym Domu Kultury. Prozaik i poeta, autor wielu limeryków, jest członkiem Stowarzyszenia Literackiego W Cieniu Lipy Czarnoleskiej w Jeleniej Górze i Dolnośląskiej Grupy Poetyckiej „Nurt” w Lubaniu.

O godz. 17 pani Katarzyna Skibińska-Zając powitała stałych bywalców kawiarni „Muza” oraz przybyłych gości i oddała głos Janinie Lozer, która przypomniała, że w styczniu b.r. w ODK zainaugurowało swoją działalność Stowarzyszenie Literackie W Cieniu Lipy Czarnoleskiej, przekształcając się w stowarzyszenie zwykłe. Następnie przybliżyła postać poety, którego teksty znalazły się w kilkunastu antologiach, almanachach i wielu zbiorach wierszy.

Hubert Horbowski, dziś emeryt, dziadek dwojga wnucząt, po blisko trzydziestu latach ponownie osiadł w Jeleniej Górze. Pierwsze młodzieńcze próby układania wierszy, nie zachowały się – co podkreśla – „na całe szczęście”. O umiejętności ubierania słów w rymy „przypomniał sobie” w roku 2005. Mieszkał wówczas w Lubaniu. Z sentymentem wspomina dziś literackie biesiady w tamtejszym Miejskim Domu Kultury i spotkania z poetami z „Nurtu”. Tam właśnie został przez nich zauważony, gdy przy kominku czytał swoje pierwsze wiersze. Po jakimś czasie razem z Krystyną Sławińską wydał tomik z limerykami pt. „Frywoliki spod osiki”. Obecnie okazjonalnie pisuje do prasy lokalnej. Broni się przed zaszufladkowaniem go jako poety satyrycznego. Polemizuje z takimi opiniami, twierdząc że potrafi pisać wiersze zupełnie nie do śmiechu. Przekonać się można było o tym, tego wieczoru. Jednak największe brawa, po każdej prezentacji, zdobywały jego limeryki, które są utworami rubasznymi, o przewrotnym, zaskakującym zakończeniu i właśnie przez tę cechę zdobyły tak dużą popularność na świecie. Gatunek ten w Polsce uprawiało wielu znanych poetów m.in. Wiesława Szymborska, Maciej Słomczyński, czy Jacek Kaczmarski.

Ze sceny goście i przyjaciele usłyszeli również wiersze frywolne, a przy tym i ciekawe anegdoty.

Na zakończenie zabrała głos Janina Lozer, która w imieniu stowarzyszenia z okazji zbliżających się Świat Wielkanocnych złożyła wszystkim serdeczne i radosne życzenia,

Hubert Horbowski

Droga do sławy

Wiersz napisać zamierzałem o rzeźbieniu,
ale wena nie przychodzi, więc w milczeniu
włosy z głowy sobie rwę i oczywiście
piszę wiersz, ale ogólnie o artyście.
A artysta prawie każdy, że tak powiem,
ekscentrycznym osobnikiem jest, albowiem
czy nad morzem bawi, na wsi, czy też w górach,
nieustannie paraduje z głową w chmurach.
Czy natchnienia ciągle szuka, czy pomysłu
na to, jak się nagle znanym stać artystą:
Czy napisać wiersz, czy powieść o miłości,
czy współczesną wersję „Ody do młodości”;
namalować wielki obraz w złotych ramach;
skomponować operetkę, suitę, dramat;
z lipowego coś wyrzeźbić może drewna?
Jeszcze nie wie, ale jedna rzecz jest pewna:
jeśli zrzuci z siebie to myślowe brzemię
i powróci szybko z obłoków na ziemię,
niewątpliwie wkrótce cały świat zadziwi…
gdy go tylko chociaż raz pokażą w TV.

Marzycielka

Gdybym to ja miała skrzydełka jak gąska,
Odleciałabym ja stąd, z Dolnego Śląska.
Poleciałabym ja latem na Mazury,
Bo mi się sprzykrzyły te Izerskie Góry.
Pofrunęłabym ja też nad ciepłe morze,
Tam właśnie raj byłby dla mnie o tej porze.
Ale skrzydeł nie mam, więc stoję na nóżkach,
Zatrzymuję TIR-y na podgórskich dróżkach.
Poleciałabym ja, lecz precz z marzeniami;
Nie wzlecę, choć „always” mam ze skrzydełkami.

Lottomilioner

Czułem, że mnie coś miłego spotka,
poszedłem zatem do „totolotka”
i wypełniłem kupon z zapałem
(Dotychczas jeszcze nic nie wygrałem).
Sprawdzałem liczby, bo na ekranie
na żywo śledzi się losowanie
i z każdą chwilą coraz mniej miło
w tej kolekturze mi się robiło.
Wytypowałem liczby – pewniaki,
a losowania efekt był taki:
wszystkie numerki obok padały,
więc ja pobladły, spocony cały
wyszedłem z kiosku z postanowieniem:
Inaczej los swój mizerny zmienię;
tomy z wierszami trzy wydam sobie,
wszystkie w mig sprzedam i się dorobię.

Przedwakacyjne rozterki

Przez jedenaście długich miesięcy
poważny problem poetę dręczy.
Duma, jadając skromne kolacje,
dokąd to wybrać się na wakacje.
Egipt odpada (źle się tam dzieje),
więc Turcja – albo chociaż Pompeje.
A gdyby sobie… Właśnie – a gdyby
polecieć sobie na Karaiby?
Kusi Tunezja, Chorwacja nęci…
Ech – nie wystarczą tu same chęci.
No a z poezji, proszę ja kogo,
nie da się przeżyć – nawet ubogo.
Snuć więc przestaje poeta wizje
i podejmuje męską decyzję:
„Nie są potrzebne mi obce kraje;
Patriotycznie w domu zostaję”.

Wizytacja

Wizytator ze Śląska na piękne Podlasie
Wyjechał był do pracy. Po niedługim czasie
Udał się z wizytacją do pobliskiej szkoły
W gminie Szypliszki (albo Sejny lub Ryboły).

Dzieci grzecznie usiadły i zapadła cisza,
A wkrótce wizytator taki tekst usłyszał:
„Opowiedz dla nas, Wowczuk, jaka była szopa,
Kiedy wy spray’em auto spryskali dla popa”.

Później: „Powiedz ty dla mnie szybko, Marczukówna:
Pięć razy pięć mnożywszy – ile to się równa?”.
Wizytator pomyślał: „Muszę szczerze przyznać:
Wiele piękna tkwi w gwarach i regionalizmach.

Wysoką dam ocenę za dzisiejszą lekcję”.
Jednak przed końcem lekcji zaczął mieć obiekcje,
Albowiem ze zdumieniem uzmysłowił sobie,
Że na pytanie: „Teraz kto dla mnie odpowie?”

Dzieci do odpowiedzi chętnie się zgłaszały
I imię wraz z nazwiskiem swoim podawały:
Natasza Sawczuk, po niej Kowalczuk Ignacy,
Pasiukowie (Mikołaj i Józef – bliźniacy).

Na boku nauczyciela spytał więc: „Kolego,
A na ’-ski’ pan nie znajdzie ucznia choć jednego?”.
Odrzekł mu nauczyciel: „Toż to żadna sztuka.
Ot, w przedostatniej ławce mamy tu – Skibiuka”.

Małe ojczyzny      

„Dziadku, w ogóle nie rozumiemy,
Co pani w szkole dziś powiedziała.
Przecież w ogromnej Polsce żyjemy,
Co więc ma znaczyć 'ojczyzna mała’?”.

„A uważałyście wy w tej szkole?”.
„Chyba nie bardzo, dziadku”. „No właśnie.
Chodźcie, wyjdziemy z domu na pole.
Tam wam dokładnie wszystko wyjaśnię…

Co stąd widzicie? Spójrzcie wokoło:
Domy kolegów, gniazda bocianie,
Szkołę, kościółek biały za szkołą,
Drogę, po której zimą mkną sanie;

Pod lasem – łąkę mgłami spowitą,
Ziemię, tak pięknie pachnącą, żyzną,
Pola, na których srebrzy się żyto…
I to jest waszą małą ojczyzną.

Z tej wsi pochodzą wasi rodzice,
Wyście się także tu urodziły.
Lubicie trochę te okolice?”.
„Dziadku, kochamy je z całej siły!”.

„A ja z daleka tu przyjechałem,
Ziemia rodzinna hen pozostała,
Lecz wciąż ją kocham – zawsze kochałem;
Tam była moja ojczyzna mała.

I ciągle dla niej me serce bije,
Choć wiem, że nigdy jej nie zobaczę.
Teraz w tej małej ojczyźnie żyję.
Idźcie do domu”… „Patrz, dziadek płacze”…

Dolce far niente

Czasami nawet mnie przeraża
Moje lenistwo niepojęte;
Nad chęcią pracy wciąż przeważa
Dolce far niente.

Bywa, że obiecuję sobie
Cedząc przez zęby zaciśnięte,
Że już za chwilę przerwę zrobię
W dolce far niente.

Zabieram się więc do roboty,
Oba rękawy podwinięte,
Lecz… na nic nie mam dziś ochoty.
Dolce far niente.

Szum odkurzacza coś mi szkodzi,
Mieszkanie zatem niesprzątnięte,
Lecz mnie to wcale nie obchodzi.
Dolce far niente.

Oglądam futbolowe mecze
Poprzez powieki półprzymknięte
I się skutecznie z chandry leczę.
Dolce far niente.

A gdy ktoś gwóźdź ostatni wbije
W wieko szczelniutko już domknięte,
Dopiero sobie ja pożyję…
Dolce far niente!

Organista

Raz organista w Jeleniej Górze
Grał oraz śpiewał głośno na chórze.
Wtem głos mu uwiązł w gardle,
Kiedy zobaczył nagle
Dziurę w organach i mysz w tej dziurze.

Pramatka

Raz Adamowi Ewa (ta z Raju)
Dała zjeść jabłko w oliwnym gaju.
Napytała nam biedy,
No ale była wtedy
Na dozwolonym w tym Raju haju.

Noc Kupały

W Noc Kupały dziewica z Lubania
Przyszła z wiankiem, tradycji puszczania
Wierna; paproć znalazła,
Z chłopakiem pod nią wlazła
I… już wianek nie do odzyskania.

Wypocona

Pociła się poetka z Grabiny
Usiłując znaleźć zgrabne rymy.
Pociła się wytrwale,
Lecz niepotrzebnie wcale;
Kto by czytał te jej wypociny.

Bufon

Raz pewien bufon z hrabstwa Limerick,
Do tego raptus, czyli choleryk,
Zażądał, by na rano
Wiersz o nim napisano,
Byle krótki – tak powstał limeryk.

Globtroter

Pewien znany globtroter z Lubania
Ku ponętnej dziewczynie się skłaniał,
Lecz gdy ją ujrzał w nocy,
Szybko z łóżka wyskoczył

 

 

 

Skip to content